Historia szkoły

IV Liceum w Kielcach bierze swe początki z „Siódemki”. Pierwotnie obydwie placówki funkcjonowały razem pod nazwą Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego
i Licealnego TPD im. Hanki Sawickiej. Ich siedzibą były drewniane baraki oraz jeden murowany budynek przy
ul. Chęcińskiej.

Ze wspomnień Maryli Bałuki- Horeckiej: „Była to placówka usytuowana najbliżej naszego domu. Do niej uczęszczał Igor Zinkowski, syn przyjaciół moich rodziców. Wpływ na podjęcie nauki w tej szkole miała też opinia, że pracują tam bardzo dobrzy nauczyciele. Szkoła mieściła się w dwu budynkach: dwupiętrowy i obiekcie piętrowym po szkole nr 7. Teren był ogrodzony i ładnie zagospodarowany. Klasa XI do której chodziłam znajdowała się na II – gim piętrze. Siedzieliśmy przy stolikach z kałamarzami, choć część z nas miało tzw. wieczne pióra. Nie było zbyt wiele pomocy naukowych, pamiętam, że mapy i globus na lekcję przynosił dyżurny uczeń z pokoju nauczycielskiego. Dyrektorem szkoły była Natalia Jędrzejczyk. Była też prawdziwa woźna w fartuchu, z dużym ręcznym dzwonkiem. Którym obwieszczała początek i koniec lekcji.”

W 1972 roku przystąpiono do budowy obecnej siedziby, która mieści się przy ul. Radiowej 1

Rok 1975 był rokiem ważnym dla IV LO, bowiem wtedy to właśnie szkoła obchodziła 25 rocznicę istnienia oraz otrzymała swój własny sztandar.


Ze wspomnień mgr Urszuli Jończyk:
„W klasie maturalnej – czyli IX-ej istniał „Klub Palacza”, a jego prezesem był śp. Waldek Staszałek.


Wiedziało o nim grono pedagogiczne i godziło się na jego istnienie. To był w zasadzie jedyny przywilej. Uprawnień innych nie mieliśmy wiele. Wolno nam było łazić do 20:00, a po tej godzinie policyjnej na widok nauczyciela zapadało się pod ziemię. Złapanego spisywano, a potem na apelu przestępca otrzymywał karę – naganę.

Trzeba było brać udział w każdej 1 – majowej defiladzie, sprawdzano przecież listę obecności. Każdy więc z nas przychodził w tym dniu; chłopcy w białych koszulach i granatowych spodniach, a dziewczęta w białych bluzkach i w granatowych spódnicach.

Musieliśmy taszczyć szturmówki, portrety Marksa i Engelsa, Lenina. Chruszczowa i Gomułki. Biada temu osobnikowi, co nie przestrzegał tych kanonów.”

Ze wspomnień Andrzeja Gębskiego:
„Szkoła dla większości uczniów była drugim domem, tu w świetlicy szkolnej uczyli się, odrabiali lekcji. W stołówce, co bogatsi, jedli skromne jak na tamte czasy obiady i wieczorem jechali do domu, aby się w nim przespać i wcześnie rano przyjeżdżali do szkoły. Uczyli się również bardzo biedni uczniowie, którzy przez cały dzień zjadali jedną suchą bułkę, bo na tyle ich było stać
i dopiero w domu – wieczorem jedli (jeśli młodsze rodzeństwo coś im jeszcze zostawiło). Nieraz łza się człowiekowi w oku kręciła, jak ci dojeżdżający ze wsi przyglądali się na jedzenie, jak konsumowało się śniadanie na dużej przerwie w klasie i niejeden raz trzeba było podzielić się swoją kanapką ze zgłodniałym kolegą, a takich było bardzo dużo.”

Opracowano przy pomocy książki pt. „Szkoła olimpijczyków” (E. Kosik, J. Pytel, P. Olszewski) wydanej z okazji 50 – lecia istnienia IV Liceum Ogólnokształcącego.